Mija juz godzina 21:00. Siedzę sobie wygodnie przed laptopem i rozmyslam o bardzo ważnej kwestii, która juz od wielu miesięcy nie daje mi spokoju.

Do mojej podświadomości zaczyna trafiać fakt, iż moje  dobre funkcjonowanie  oparte jest na systematycznym stosowaniu leków neuroleptycznych.

Nie jest łatwo żyć ze świadomością tak silnego uzależnienia. Od 4  już lat stosuję bardzo silne leki przeciwpadaczkowe, które regulują mój psychiczny nastrój

a tak na prawdę pominięcie chociaż jednej dawki  z całej trójcy leków powodują uczucie emocjonalnego szału.

Nie powiem, bo niegdys nie brałem żadnych leków( odstawiłem je z przyczyn od siebie niezależnych i co się stało?

Myślałem że się wewnętrznie rozpadnę po prostu i nie będę w stanie zmienic swojego negatywnego myślenia na pozytywne.

Silne napięcie, do tego destrukcyjne obsesje i lęk przed przyszlością tak ogarniaja mój umysł, że nie potrafię oddzielic tego, co jest faktem a co chorobą.

Możecie sobie wyobrazic jedynie moje odizolowanie od społeczeństwa, pogrążanie się w ciągłym niepokoju, obawie przed tym, co się stanie w niedalekiej  przyszłości. 

 

Dlatego też przyjmuje leki, leki które wywołują już od wielu lat silne objawy dyskinez późnych. Są to mimowolne ruchy warg gryzienie,języka, mlaskanie, ssanie, niekontrolowane ruchy palców rąk i stóp, wąchanie rąk.

Przez cały czas próbuję zapomnieć o tym, dlatego też nakręcam sie na drobne roboty domowe. Mam psa, któremu poświęcam  mnóstwo czasu, szykując mu jedzenie, wychodząc z nim na dwór.sprzątając mieszkanie. Ciągła walka o siebie i aktywność, uśmiech na twarzy, chociaż niejednokrotnie wymuszony, zaś  kiedyindziej czysto spontaniczny pozwoliły mi wytworzyć dystans od choroby, możliwość pokonania tego, co się zwie hipochondrycznym podejściem do świata.

Nie wiem, kiedy się to wszystko skończy, kiedy stosowanie leków neuroleptycznych  doprowadzi do spustoszenia mojego układu nerwowego, ale mam nadzieję, że jeszcze pożyję w jakiejkowiek radości i spokoju, nad którym stale pracuję, dzień po dniu, sam, bez żadnej terapii, walcząc z czymś, co jest silniejsze ode mnie samego.

To wszystko niejednokrotie mnie przerasta, ale wiara w siebie i moc, w którą nie potrafiłem nigdy uwierzyć doprowadziła do tego, że poczułem nigdy do tąd nie odczuwalny wstręt do wszelkiego rodzaju zaburzeń, nawet na tle neurologicznym.

 

********************************************************************************************************

 

Jest  niedziela, 25.11.

 

Ostatnie chwile bardzo zmieniły mój stosunek do całego świata, włącznie z moimi objawami dyskinetycznymi.

Ciągły stres, niepokój związany między innymi z odstawieniem niektórych leków, daje się we znaki.

Moja nadzieja gdzieś zgasła, chociaż staram sie nadal odnaleźć coś, co nazywa się życiowym sensem.

Dzien po dniu, w chwilach spoczynku, kiedy siadam w ciągu dnia, to język i wargi odmawiają mi posłuszeństwa, to mnie wewnętrznie namawia, kusi

aby ruszać, gryźć i okaleczać ten niezwykły narząd mowy, umożliwiający wyrażanie jakichkolwiek emocji, czy to pozytywnych czy negatywnych.

Analizując swoje mimowolne ruchy, zaczynam uzmysławiać sobie fakt, że mam duże kłopoty z motywowaniem się w ciągu dnia.

Nie pracuję, nie uczę się w żadnej szkole, a mój cały sens życia sprowadza się do pomagania rodzinie w wychowywaniu osiemnastomiesięcznego

wnuka mojego ojczyma.

Początkowo bardzo mnie cieszył fakt istnienia tego małego dziecka. 

Jednak w chwilach, kiedy czułem, że sam nie daję ze sobą rady, nawet dziecko nie dawało mi ukojenia.

Tak jest do dzisiaj. Walcze nieustannie o to aby być normalnym człowiekiem, chociaż normalność w moim przypadku sprowadza się do faszerowania  antydepresentami i innymi szkodliwymi dla zdrowia neuroleptykami.

Uzmysławiając sobie fakt, że nikt nie jest mi w stanie pomóc zaczynak się zastanawiać nad tym, co jest najgorsze, czyli nad moją przeszłością-

co było w niej takiego, co mnie kręcilo;śmierć, zniknięcie z tego świata raz na zawsze i zatarcie tego, co się zwie świadomością.

 

Teraz jednym z powodów, dla których odechciewa mi się wszystkiego jest ruch, jeden i ten sam, psychomotoryczny, w ogóle ode mnie nie zależny 

bądź zamknięty w przestrzeni zwanej zupełną nicością....

Każdego dnia, kiedy wstaję, próbuję zmienić to, co wydaje sie być niemożliwym, zmienić siebie, dokonać samoakceptacji i analizy do takiego stopnia aby móc prawidłowo funkcjonować w społeczeństwie.

Wiadomo, że ludzie są różni, jedni traktują osoby zaburzone jako kogoś, kto trochę inaczej postrzega rzeczywistość, zaś drudzy uważają, że takie osoby nie powinny w ogóle istnieć. Moim zdaniem nie ma sprawiedliwości.

Próbuję jednak wycofywać się ze schematu swojego myślenia i dyskinetycznej rozkoszy, gdzie słowo:"rozkosz", jest już samo w sobie obsesyjnym podejściem

do całego swojego "ego".

 

Moje życie opiera się na naprzemiennych odczuciach. Kiedyś pragnąłem osiągnąć najwyższe cierpienie w chorobie, zaś teraz, na chwilę obecną doznaję tego co można nazwać próbą wyrwania się z kompulsywnego schematu życia w oparciu o trudną egzystencje i niepewną przyszłość.